Liczne udane starty podczas zawodów ogólnopolskich przyniosły kwalifikację do Mistrzostw Europy Juniorów. Właściwie do dziś nie wiem co się tam tak na prawdę działo. Przed Mistrzostwami całą ekipą pojechaliśmy na treningi do Pani Ingi Theodorescu, która bardzo angażowała się w polskie jeździectwo i próbowała nas wszystkich czegoś nauczyć. Dla mnie wyjazd ten był bardzo nie udany. Atmosfera w teamie była nie przyjemna. Nasi rodzice nad tym nie panowali. Treningi były monotonne i niczego z nich nie zrozumiałam. Na ME dojechałam bez swojego trenera, kompletnie skołowana i bez żadnego planu jak mój koń wypadnie, co się może wydarzyć na czworoboku ani jaki wynik jest dla nas możliwy do osiągnięcia. Konkurs wstępny (nie liczył się do klasyfikacji) jeszcze jakoś się udał. Za nasz chaotyczny przejazd dostaliśmy z Eldo jakieś nie całe 62% i miejsce w okolicach 30-40ego. Niestety w konkursie drużynowym zerwała się nawałnica, Eldo skakał przez kałuże, płoszył się przewracających się doniczek z drzewkami wokół czworoboku… Totalna masakra. Wynik również był dużo gorszy. Zauważyłam jednak, że młodzież w Europie ma nie tylko lepsze konie od nas, ale przede wszystkim dysponuje ogromnym dośwoadczeniem jeździeckim. Moi rodzice na szczęście też dostrzegli te różnice i zaczęliśmy myśleć co robić dalej…